Znów sterują w zaułek 1977 TADEUSZ TOLIŃSKI
Tak zwane rajdy szybkie, poprawnie szosowo-terenowe różne u nas przechodziły koleje. Wcale nie tak dawno groził im całkowity krach. Skreślone z terminarza mistrzostw Polski uratowała od zagłady i zapomnienia inicjatywa działaczy krakowskich. Ci właśnie, organizując ogólnie dostępne mistrzostwa strefowe zażegnali impas, a że jednocześnie na rajdy szybkościowe Coraz bardziej przychylnie zaczęto patrzeć w ZG PZM, oddał im swe doświadczenia trener Mirosław Malec więc niemal jak w bajce kopciuszek awansował do roli faworyzowanej losem królewny. Znalazły się niezbędne środki, zadbano o lepszy, sprawniejszy sprzęt. Impet i impuls dały przede wszystkim liczące się zespołowe wyniki w Sześciodniówkach, a także dobre lokaty Polaków w mistrzostwach Europy klasy 75 cm.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia… W bieżącym sezonie dobrze zadebiutował Zbigniew Kłujszo, który przesiadł się z Jawy na Simsona i z powodzeniem zastąpił odbywającego aktualnie służbę wojskową kielczanina, Zbigniewa Nowickiego. Jako cel nadrzędny przyjęto udział Polaków w tegorocznej Sześciodniówce, która odbędzie się jesienią br. tuż za miedzą, w Czechosłowacji. Stąd też zrodziła się decyzja, aby na kolejną eliminację ME w Bergamo wysłać aż 10 rajdowców, kandydujących do sześciodniowej ekipy.
Foto: Zbigniew Kłujszo na Simsonie GS 75 Valli Bergamarsche Wochy
W imprezach o wdzięcznej nazwie „Valli Bergamasche” startowaliśmy już wielokrotnie. Od .początków zyskały miano atrakcyjnych, lecz zarazem karkołomnych. W pierwszych startach radziliśmy sobie jednakże wcale dobrze, skoro np. Pieczara ukończył 5-ikro tnie tę imprezę i to na dobrych lokatach.
Wciągnięcie rajdu w Bergamo do cyklu eliminacji mistrzostw Europy jeszcze bardziej podniosło skalę jego trudności, co podobno odbiło się nawet krytycznymi uwagami na forum FIM. Niewiele jednak chyba pomogły, skoro spośród 256 uczestników tegorocznego 29 już z rzędu „Valli” po dwu całodziennych etapach sklasyfikowano na mecie ledwie 75 motocyklistów!
Odpadli na trasie m. in. czechosłowaccy mistrzowie Europy Stanislav Zloch i Jiri Stodulka, z ogromnym wysiłkiem i dopiero na 4 lokacie w klasie 350-tek dobrnął do celu ich rodak Masita, sięgający po raz 10 po tytuł najlepszego na starym kontynencie.
Foto: Květoslav Masita CSSR na motocyklu Jawa 510 w klasie do 750 cm 1979
Dramatycznej walki nerwów nie wytrzymali liderzy tegorocznych ME Włosi Perego i Signorelli, Kreutz z RFN oraz wielu innych kosynierów z europejskiej czołówki. Możliwości naszej grupy oceniano na zimno. Bez emocji bez złudzeń szanse sukcesu świtały jedynie w klasie Simsonów. W pozostałych szło o zachowanie twarzy, ukończenie zawodów, poznanie charakteru alpejskich tras słynących ze stromych zjazdów i podjazdów oraz licznych terenowych pułapek.
Pomimo tych nadzwyczaj ostrożnych kalkulacji rzeczywistość okazała się gorsza. Z dziesiątki naszych reprezentantów ukończył imprezę jedynie Zbigniew Banasik, Zbigniew Kłujszo, as atutowy w tym gronie, zatarł krótko po starcie silnik fabrycznego Simsona. Po wywrotce zrezygnował z dalszej jazdy Stanisław Olszewski, odpadli Lech Kordon i Czesław Obłoczyński, a także — nie debiutant przecież w tych zawodach Herbert Gajer. Jechali wyraźnie wolniej niż rywale, z widocznym lękiem, bez wiary w swe umiejętności. Jednego po drugim wymachiwali sędziowie na punktach kontrolnych za przekroczenie dozwolonego limitu 30 minut spóźnienia. I to właściwie już w pierwszej połowie pierwszego etapu. Nie koniec na tym żalów. Można by bowiem przypuszczać, że nazajutrz przebolawszy klęskę wyeliminowania, jak jeden mąż, mając do dyspozycji pełnosprawne, nie uszkodzone maszyny rwać się będą do chociażby treningu, podpatrzenia stylu jazdy konkurentów. Po coś przecież gnali ten szmat trasy z ziemi polskiej do włoskiej. Jak było naprawdę? Jechał tylko wspomagany przez działaczy i menażerów Zbigniew Banasik. Reszta leniuchowała ograniczając swe „wysiłki” do pobieżnego umycia motocykli…
Bez przekonania?
Patrząc na bierną, apatyczną postawę zawodników trudno oprzeć się wrażeniu, że ich udział w międzynarodowych imprezach traktują niemal wyłącznie jako sprawę osobistą. Nie chcą natomiast zauważać, iż na osiągnięcia każdego z nich — prócz oczywiście własnej pracy i ambicji — składają się tak istotne czynniki jak pomoc państwa, klubów, wysiłek działaczy, menażerów. Nad niepowodzeniami szybko przechodzą do porządku. — I tak nas przecież wyślą na kolejne zawody, bo w kraju nie ma lepszych…
Szczupłość zaplecza — to od lat problem nr 1 rajdowego (nie tylko zresztą) sportu. Przyczyną jest permanentny niedosyt wysokiej jakości maszyn. Przy całkowitym braku zainteresowania sportem ze strony rodzimego przemysłu motocyklowego pozostaje import. Wiadomo, jakie z tym kłopoty, jakie ceny i jakie takiego stanu rzeczy konsekwencje. Ważki powód leży także w braku koncepcji, która zadowalałaby i kadrę, i dające do niej swych podopiecznych kluby. Zasada priorytetu dla kadrowiczów i to za wszelką cenę sporo wywołuje kwasów i nieporozumień. Inne jeszcze źródło porażek na międzynarodowej arenie — także w rajdach obserwowanych — to zaniżony poziom eliminacji mistrzostw krajowych w proporcji do rangi mistrzostw Europy czy świata.
Dotkliwa porażka w Bergamo była może i potrzebnym kubłem zimnej wody na zbytnio wybujały optymizm. Teraz czas i miejsce, by z nauczki wyciągnąć wnioski. — Straciłem dla rajdów serce — żalił się trener Malec. — Chyba nie tak należy podejść do sprawy. Nie gaśmy dla rajdów zielonego światła, jeśli już takie zapalono. Rozsądniej jednak i konsekwentniej szafujmy szansami i rezerwami. Dając naszym wybrańcom wcale nie krótką listę ulg i świadczeń, żądamy od nich więcej, niż tylko wystartowania w imprezach, na które wysyłani bywają wielkim nakładem sił, starań i kosztów. Inaczej wszystko stanie na głowie, a sport rajdowy znajdzie się znów, jak kiedyś przed laty, w ślepej uliczce…
Jak wyjść z impasu? JANUSZ CHODAK rzecznik prasowy
Czy sporty motocyklowe przeżywają zmierzch czy też chwilowy impas? Takie pytanie nurtuje działaczy, zadają je sobie również liczni sympatycy jazdy motocyklem. Wśród ludzi związanych z organizacją sportu motocyklowe w naszym kraju, panuje przekonanie, że na aktualny stan sportu motocyklowego wpływają przede wszystkim: brak sprzętu wysokiej klasy, brak części zamiennych i zaplecza technicznego, brak odzieży ochronnej, brak zainteresowania sportem motocyklowym przez krajowy przemysł motoryzacyjny, a także słaba propaganda w prasie, radiu i telewizji, a nadto brak specjalistycznej prasy poświęconej temu sportowi. Przyczyn, jak widzimy, wiele.
Sporty motocyklowe, jak wszystkie sporty motorowe, wymagają nie tylko kondycji, sprawności fizycznej — ale nade wszystko — sprzętu i to wysokiej klasy. Takiego sprzętu w odpowiednich ilościach nie mamy i długo mieć nie będziemy, co z góry skazuje nasz sport motocyklowy na elitarność.
Nie ubiór lecz sprzęt…
Trudno zgodzić się z poglądem, że brak odzieży ochronnej decyduje o popularności zawodów motocyklowych, (bo chyba nie od ubioru zaczyna się sportowa jazda, która jak mówią romantycy rodzi się wówczas, gdy posmakuje się zapachu etyliny i szybkości wiatru. Dla kogo miałaby być ta specjalistyczna prasa, jeśli uprawiających ten sport liczyć można na dziesiątki, a nie na tysiące, jak w innych krajach.
Sądzić należy, że zasadnicza przyczyna tkwi w braku zainteresowania wśród młodzieży, dla której zawsze będzie dostępniejsza piłka, a ostatnio rakieta tenisowa niż motocykl. Ponadto wielu młodych ludzi bardziej myśli dziś o samochodzie niż o nabyciu motocykla. W chwili, kiedy polska motoryzacja postawiła na samochód, motocykl stał się jego cieniem. I tylko na prowincji, jak się zdaje z konieczności, budzi zainteresowanie. I chyba w tym tkwią zasadnicze przyczyny, słabego rozwoju sportów motocyklowych.
Dziś w zawodach samochodowych pierwszego kroku lub do mistrzostw Polski, startuje po kilkudziesięciu zawodników, w motocyklowych dwudziestu do czterdziestu zawodników. Dla przykładu: w 300 klubach i sekcjach motorowych zrzeszonych w PZM było w ub. roku 173 zawodników, startujących w rajdach najbardziej dostępnych, tj. obserwowanych. Tylko połowa z nich uzyskała uprawnienia startów w mistrzostwach Polski.
W 1976 roku do mistrzostw Polski w klasie 125cm startowało 13 zawodników i tyluż Zdobyło punkty. W klasie 175 cm— 32 zawodników w Masie powyżej 175 — 28. Podobna sytuacja jest w innych dyscyplinach, aktualnie uprawianych w kraju: w rajdach obserwowanych szosowo terenowych czy wyścigach ulicznych. Znacznie lepsza jest w motocrossach.
Z ubolewaniem podkreślić należy fakt wycofania się klubów wojskowych w ubiegłych latach ze współpracy z klubami, w których chyba sport motocyklowy powinien mieć swego szczególnie gorącego orędownika. Przemysł krajowy — producenci motocykli czy motorowerów z wielu innych przyczyn także nie interesują się tym sportem, nie produkują i nie wyrażają zainteresowania produkcją motocykli sportowych. Tak więc brakuje bazy, zaplecza technicznego, które rekompensować musi PZM, importując drogi sprzęt za dewizy. Wydatki na ten cel osiągnęły w ubiegłym roku ponad 5,6 miliona zł, a suma ta pozwoliła zaledwie na zaopatrzenie częściowe kadry w lepszej jakości motocykle. Mimo tego sprzęt ten i tak nie dorównuje temu, którego używają zagraniczni zawodnicy jeżdżący w barwach poszczególnych firm jak: KTM, Suzuki czy Husqvarna. Choć i takie motocykle nasi zawodnicy, dzięki importowi posiadają. W naszych rodzimych warunkach możliwości szerokiego rozwoju sportu motocyklowego są więc trudne.
Są sukcesy sportowe
Mimo wszystko, nie możemy skwitować aktualnej sytuacji w sportach motocyklowych jednym słowem „źle”. Mamy bowiem również sukcesy na arenie międzynarodowej. W ubiegłym roku zajęliśmy drugie miejsce zespołowo w rozgrywkach o tytuł mistrza krajów socjalistycznych i tytuł mistrza w klasie 250 cm 1 (zdobył go Stanisław Olszewski) oraz drugiego wicemistrza Europy w kl. 75 cm.
Polski zespół narodowy zdobył VI miejsce na Sześciodniówce FIM, a zawodnicy St. Olszewski, Cz. Obłoczyński, H. Gajer, L. Kordon, Z. Kłujszo, Cz. Sędrowicz zdobyli Złote Medale „World Trophy of the FIM”, natomiast Z. Nowicki, Z. Banasik, B. Urbaniak — Srebrne Medale.
Ogólny poziom jeździecki zawodników zagranicznych wzrósł bardzo i nasi reprezentanci, przy pewnych brakach technicznych, mieli poważnych konkurentów. Do tych sukcesów należałoby dopisać wyniki tegoroczne. I tak w maju w Czechosłowacji — Zb. Kłujszo i Zb. Banasik zdobyli złote medale w kolejnej eliminacji rajdowych mistrzostw Europy na motocyklach Simson 75 cm, a St. Olszewski w kl. 350 cm i L. Kordon kl. 500 cm, na motocyklach Husqvarna, również złote medale.
Jak dotąd także w motocrossach wiedzie nam się nieźle. Nasi zawodnicy zajmują po kolejnych eliminacjach w Pucharze Pokoju i Przyjaźni pierwsze miejsce (32 punkty).
Te optymistyczne akcenty rokują nadzieje, że mimo narzekań wychodzimy na prostą, co jest zasługą działaczy poszczególnych klubów i PZM.
Systematycznie rozwijany jest popularny sport motocyklowy (w ubiegłym roku organizowało go 60 klubów, a w 474 imprezach startowało 6241 osób). Przybywa nam również obiektów. Mamy nowy tor crossowy m.in. w Świeciu,
Nowogardzie, uzyskano teren pod budowę toru w Kielcach, mamy również świetnie zlokalizowany i dobry widowiskowo tor w Cieszynie.
Główna Komisja Sportowa Motocyklowa nawiązała owocne kontakty z firmą Simson w NRD, skąd otrzymano pewną ilość motocykli do jazdy wyczynowej i treningowej.
Wszystkie te poczynania na pewno polepszą sytuację; lecz jej przyszłość w masowości sportów motocyklowych. Nadal zatem aktualny jest zasadniczy postulat, kierowany do krajowego przemysłu: jak długo sport motocyklowy czekać będzie na krajowy sprzęt sportowy?!