World Trophy po raz pierwszy 68 ISDE ASSEN Holandia
World Trophy po raz pierwszy dla Polaków „Życie Warszawy”
Polscy motocykliści zdobyli tytuł drużynowych mistrzów świata w rajdach Enduro. Zespół w składzie Ryszard Augustyn, Marek Dąbrowski, Wiktor Iwański, Wojciech Rencz, Andrzej Tomiczek i Marek Wróbel wygrał w Assen 68. Sześciodniówkę i wyprzedził Irlandię oraz Holandię.
Drużyna polska objęła prowadzenie w sześciodniówce po czwartym dniu rywalizacji. Wcześniej była klasyfikowana na siódmym miejscu. Prowadzili m.in. Francuzi i Szwedzi. Przed startem do ostatniego dnia, Polacy mieli dużą przewagę punktową nad Irlandią i żeby wygrać w końcowej klasyfikacji musieli tylko w komplecie dojechać do ostatniego punktu kontroli czasu. Tradycyjnie w ostatnim dniu zawodów zawodnicy mieli do pokonania odcinek terenowy i finałowy cross. Pierwsza część liczyła zaledwie 67 km, ale tylko pozornie była to łatwa przejażdżka. Zawodnicy jechali przez podmokle i bagniste tereny i w efekcie jeszcze kilku z nich musiało wycofać się z mistrzostw Polacy pojechali bardzo uważnie i nie zanotowali spóźnień. W naszej ekipie z ogromną niecierpliwością oczekiwano na kolejnych Polaków Burzą oklasków przywitany został Ryszard Augustyn, który na metę odcinka terenowego przyjechał jako ostatni z biało czerwonych. Wyniki finałowego crossu nie miały już wpływu na końcową
klasyfikację. Polacy jednak pragnęli udowodnić, że w Assen nie wygrali przypadkowo. Prawie wszyscy zawodnicy zajmowali wysokie miejsca. W klasie 80 cm trzeci był 17 letni Sebastian Krywult (startował w Assen indywidualnie), czwarty Marek Dąbrowski, a piąty Maciej Wróbel. Miejsce na podium wywalczył Wojciech Rencz, który został sklasyfikowany na trzeciej pozycji w klasie 125 cm. 68. Sześciodniówka przejdzie do historii rajdów motocyklowych nie tylko z powodu pierwszego w historii sukcesu polskiej drużyny, ale również wyjątkowej skali trudności. Do mety dotarło niespełna 270 zawodników z grona 541 startujących. W ciągu sześciu dni rywalizacji, na trasie doszło do kilku wypadków. Z reprezentantów Polski ze stłuczoną nogą jechał Andrzej Tomiczek, z opuchniętą ręką Wiktor Iwański, a Ryszard Augustyn miał groźnie wyglądający upadek. Tylko dwa zespoły -Polska i Irlandia zdołały pokonać całą trasę w pełnych, sześcioosobowych składach fatalne Warunki atmosferyczne zimno i padający niemal bez przerwy deszcz sprawiły, że wielu zawodników nie wytrzymało fizycznie trudów imprezy. Innych wyeliminowały awarie motocykli zawodziły przeciążone silniki i elementy zawieszenia. Tego typu awarie nie ominęły i polskich motocyklistów okazali się oni jednak nie tylko znakomitymi rajdowcami, ale również dobrymi mechanikami. Naprawy silników dokonywane przez Wróbla, Iwańskiego i Rancza wzbudziły podziw nawet u zawodowych mechaników, a ich umiejętności uratowały drużynę przed zdekompletowaniem. Uradowani zwycięstwem polscy motocykliści fetowali swój sukces na mecie crossu, jeszcze w mokrych i zabłoconych strojach.
Ryszard Augustyn pokonał ostatnią rundę swego biegu z zatkniętą za kierownicą polską flagą. Na znak triumfu spłonęły buty szefa ekipy Mirosława Malca oraz kurtka trenera Ryszarda Gancewskiego, który przed rokiem startował jeszcze w mistrzostwach świata. Polscy motocykliści byli głównymi bohaterami uroczystości zakończenia imprezy Naszym zawodnikom, którzy odebrali przechodni puchar World Trophy rywale zgotowali wielominutową owację. Bohaterką imprezy była również , jedyna kobieta startująca od kilku lat w sześciodniówce. Zajęła ona 47 przedostatnie miejsce w klasie 125 cm.
ZŁOTO Z BŁOTA WOJCIECH HARENDA „Sztandar młodych”
Podczas Enduro Włosi, gdy im nawalił sprzęt, nie bawili się w naprawy, tylko od razu jechali do hotelu
Z Polski do Assen w Holandii wyjeżdżali prawie „w ciemno”. Do bagażu zapakowali własne kombinezony, kaski, nie mieli jednak tego, co jest najważniejsze dla zawodników startujących w rajdach Enduro. Sprawdzonych, wyregulowanych motocykli, które, fabrycznie nowe, mieli odebrać dopiero na miejscu. Dwie „Husqvarny” i trzy „TM„.
Jaki to będzie sprzęt? – mogli się tylko domyślać. Miał być nowiuteńki, prosto spod igły, teoretyczne zatem – najlepszy. Tylko wsiadać, „odpalać” i wyjeżdżać na trasę. Ale zawsze jest pewne ryzyko. Fabryczni mechanicy mogą popełnić podczas montażu niewielki błąd i będzie on się mścił. Niedokładnie dopasowany tłok, za lekko skręcona skrzynia biegów sprawią, że już na trasie maszyna odmówi posłuszeństwa. A wtedy koniec marzeń o zwycięstwie… Do Assen ekipa PZMot zjechała na dwa dni przed rozpoczęciem rywalizacji. W jej składzie byki kilku starych „wyjadaczy” m.in. Maciej Wróbel, Andrzej Tomiczek, Ryszard Augustyn, byli także debiutanci, ścigający się w klasie 80 i 125 cm – Marek Dąbrowski i Wojciech Rencz. – Gdy odebraliśmy motocykle, nastroje w ekipie zdecydowanie się poprawiły – wspomina Marek Dąbrowski. – Wyglądały świetnie, sprawdzone – nie zawodziły. Co ciekawe, był to sprzęt standardowy, bez żadnych specjalnych przeróbek, taki, jaki można po wejściu do sklepu natychmiast kupić. Dobre nastroje, nie tylko w polskiej drużynie, popsuły się jednak w niedzielą, w przeddzień rozpoczęcia imprezy. Choć jeszcze w sobotę w Holandii świeciło słońce, następnego dnia pogoda się popsuła, zaczęło non stop padać, po pięciu minutach spaceru człowiek był przemoczony do suchej nitki. A ich już następnego dnia czekały dwie pętle, w sumie 380 kilometrów.
Dzień I
Pobudkę szef ekipy Mirosław Malec za-rządził na 5.30. Za oknami ciemno, zimno, lato aż miło. Podczas śniadania apetyty zbytnio nie dopisywały, każdy myślał: co będzie na trasie? Wystartowali około 7.30. Jako pierwszy Dąbrowski na TM o pojemności 80 cm, po chwili Rencz na 125, parę minut później zawodnicy na motocyklach o większej pojemności skokowej silnika. Pierwsze kółko (185 km) jechało się dość dobrze, przecierałem trasę, która wtedy jeszcze nie była rozjeżdżona. Ale już wtedy zaczęty się kłopoty, szczególnie na próbie usytuowanej na terenie podmokłej żwirowni. Kola grzęzły, dwa razy wylądowałem na ziemi. Drugie kółko było znacznie trudniejsze, niektórych odcinków nie mógłby chyba przejechać nawet samochód terenowy. Błoto, błoto i raz jeszcze błoto. Wszyscy mieli spóźnienia, organizator nie przewidział, że będzie tak trudno. A limit spóźnień wynosił tylko godzinę. Kto go przekroczył, powinien odpaść z rywalizacji.
Takich przypadków było bardzo dużo, zdecydowano się zatem na rozwiązanie – kto dojedzie, nawet znacznie przekraczając li-mit, będzie nadal klasyfikowany.
Dzień II
Trasa ta sama, ale w drugą stronę. Zdecydowano zatem, że zawodnicy pojadą tylko jedno okrążenie, po nim będą mieli dodatkowo 20 minut na naprawę sprzętu. Choć było ciężko, Polacy dojechali w komplecie, odpadło jednak tego dnia wielu dobrych kierowców, m.in. z Włoch, Belgii, Niemiec. Ale Włosi, gdy im nawalił sprzęt, nie bawili się w naprawy, tylko od razu jechali do hotelu.
Dzień III
Leje nadal. ale przejazd będzie po nowej trasie, dwa kółka długości 350 km. Wszyscy mają nadzieję, że będzie ona łatwiejsza. Nic z tego. Na jednym odcinku długości około 30 km w limicie czasu przejazd z ledwością kończyli zawodnicy na najmocniejszych motorach. Na TM po piasku zmieszanym z błotem nie można było bardzo szybko jechać.
Dzień IV
Rano przymrozek. Przed startem trzeba motocykle oczyścić z.… warstwy lodu. Było tak zimno, że niektórzy w ogóle nie wystartowali. Ci, którzy jadą, szczękają z zimna zębami i po cichu liczą na to, że organizatorzy odwołają drugie kółko. Z trasy odpadają nawet Holendrzy, a znają ją przecież na pamięć. Wieczorem zapachniało sensacją – Polacy jako jedyni znaleźli się w komplecie na liście World Trophy! Był jednak także powód do zmartwienia: Rencz musiał odstawić swój motocykl. Powód – zatarty silnik,
Dzień V
Młody Polak okazał się wyśmienitym mechanikiem. W pół godziny, pod bacznym okiem rywali, wyremontował silnik. Gdyby ktoś mu w tym choć minimalnie pomógł, byłby pretekst do dyskwalifikacji. Na odprawie przed startem trener Malec zalecił: – Panowie, jest szansa na zwycięstwo, zatem jedziemy spokojnie, bez ryzyka. Motocykle są już mocno wyjeżdżone, każda awaria to koniec marzeń. Trasę 250 km wszyscy przejechali bez spóźnień. Do Polaków są zastrzeżenia. Zdaniem tych, którym nie w smak ich zwycięstwo, nasi zawodnicy jeżdżą za szybko, przekraczają dopuszczalną szybkość. Te uwag mogą tylko śmieszyć, na TM o pojemnością 80 cm nie ma technicznej możliwości, aby jechać 140 km/h.
Dzień VI
To już tylko formalność. Wystarczyło przejechać niespełna 70 km. Radość była wielka. Na mecie niewiele brakowało, aby zrealizowano groźbę spalenia butów i kurki trenera Malca. Na szczęście nie udało się znaleźć do podpałki… benzyny.
Polacy – mistrzami świata „Kurier Podlaski”
Ogromną i miłą niespodziankę sprawili kibicom sportów motorowych polscy motocykliści wygrywając w holenderskim Assen 68. Sześciodniówkę i zdobywając tytuł drużynowych mistrzów świata w rajdach Enduro. Zespól w składzie: Marek Dąbrowski, Maciej Wróbel, Wiktor lwański, Wojciech Rencz, Andrzej Tomiczek i Ryszard Augustyn wyprzedził po sześciu dniach rywalizacji na bardzo trudnych trasach w okolicach Assen drużyny Irlandii i Holandii. Zawody ukończył także 17-letni Sebastian Krywult startujący w Sześciodniówce indywidualnie.
Przed startem do ostatniego dnia Polacy mieli sporą przewagę punktową nad zajmującą drugie miejsce Irlandią wystarczyło tylko, by dojechać w komplecie do ostatniego punktu kontroli czasu, aby uzyskać końcowe zwycięstwo. Szósty dzień zawodów składa się tradycyjnie z dwóch części rajdu terenowego, na trasie znacznie krótszej niż w poprzednich dniach, finałowego motocrossu. Pierwsza część liczyła tylko 67 kilometrów, ale gospodarze kolejny raz zaskoczyli zawodników, przygotowanych na wydawało się już tylko przejażdżkę, Trasa prowadziła przez podmokłe i bagniste tereny jeszcze w sobotę kilku motocyklistów wycofało się z imprezy Polacy byli jednak przygotowani na taką ewentualność, jechali bardzo uważnie dotarli do trasy motocrossu bez spóźnień. Cała ekipa z niecierpliwością oczekiwała na mecie na kolejnych zawodników, a Ryszard Augustyn, który przyjechał jako ostatni z Polaków, przy-witany zasłał owacją nie tylko przez liczną grupę rodaków, ale przez zajmujące sąsiednie stanowiska zespoły z innych krajów
Wyniki finałowego motocrossu nie miały już wpływu na końcówkę klasyfikacji, ale dla Polaków były okazją do udowodnienia, że zwycięstwo nie było przypadkowe. Niemal wszyscy nasi motocykliści plasowali się na czołowych pozycjach znakomicie pojechał młodziutki Sebastian Krywult zajmując trzecie miejsce w klasie 80 cm wygranej przez doświadczonego Wiocha Marco Rossiego. Czwarty był w tej klasie Marek Dąbrowski, a piąty Maciej Wróbel. Na podium stanął też Wojciech Rencz zajmując trzecie miejsce w klasie 125 cm. Oficjalna końcowa klasyfikacja—68 motocyklowej Sześciodniówki drużynowych mistrzostw świata w rajdach Enduro:
1 Polska – 33082,89 pkt. (Marek Dąbrowski, Maciej Wróbel, Wiktor Iwański, Wojciech Rancz, Andrzej Tomiczek, Ryszard Augustyn)
2.Irlandia 40072,72 pkt. (David Doherty ,James Earney ,Stanley Callaghan, Paul MoGuire, Orion Stewart, lan Buchanan)
3 Holandia 48743,15 pkt. (Henk Knuiman, Jan van Oorschot, Toine, van Dijk, Corne van Ooorschoł (nie ukończył), Gerard Jimrnink, Simon Schram
4, Francja. – 63350,57 pkt. 5. W Brytania – 97099,62 pkt. 6. Niemcy 102338,08 pkt.
Sklasyfikowano 10 zespołów. Obrońcy tytułu Włosi — zajęli 14 miejsce.