Mistrzostwa Świata Bombowy Motocross –Janusz Śmiłowski 1994
Długa jest historia prób zakwalifikowania się polskich zawodników do mistrzostw świata w motocrossie – od dość odległych czasów dziewiątych lokat Stanisława Olszewskiego w Szczecinie i Teutschenthal (1973), praktycznie nie istniejemy w tej dyscyplinie. Jacek Olszewski I wszedł do czterdziestki w Bułgarii, lecz nie wystartował po awarii KTM 125. Zbigniew Przybyła sprawił niespodziankę w Gdyni przed dwoma laty, ale już rok temu wprowadziliśmy dwójkę z urzędu, jako gospodarze eliminacji. Przed Grand Prix Polski w klasie 250, szanse oceniano wyjątkowo nisko. Po degeneracji królewskich kiedyś pięćsetek, gdzie dzisiaj, bryluje marka Vertemati, ręczna robota włoskich rzemieślników, prym przejęty właśnie dwieście pięćdziesiątki, skupiające większość gwiazd i zespołów fabrycznych.
POSPOLITE RUSZENIE
Andrzej Tomiczek i Maciej Wróbel sami zrezygnowali, robiąc miejsce następnym chętnym. Bielszczanin jeszcze w Głogowie skarży’ się na ból kolana. Cieszynianin przyznał skromnie, ze to impreza wyłącznie dla ekspertów motocrossu – oczywiście, nie wytrzymał w domu, poprowadził wycieczkę złaknionych tego sportu kibiców z miasta nad Olzą, paradował w padoku z identyfikatorem „Mechanik”. Do awizowanej trójki Jacek Lonka, Zbigniew Przybyła, Jacek Olszewski II, dołączyli w ostatniej chwili Robert Jaromin, Sławomir Wilkaniec i Jacek Olszewski I. PZM przeznaczył dla odważnych 7 mln zł na uzupełnienie sprzętu, ale nawet z nowymi modelami 94 ze sklepu (Lonka używał Kawasaki 93), trudno było się równać z regularnymi uczestnikami M. – Puzar i Fanton mają po dziesięć sztuk Kawasaki na sezon, czyli każdy więcej niż cały mój klub – mówił młodszy z kuzynów Olszewskich. – Oglądałem KX250 Evertsa. Inna rama, inne koła, inne amortyzatory, inny silnik, inne odlewy. No, plastiki są te same! – Nie mogę powiedzieć, czy coś jest poprawione w porównaniu z seryjnym motocyklem- żartował wujek Stanisław, działający w komisji technicznej – za te na pewno wszystko pozmieniane. Nie mówiąc, zatem o indywidualnym przygotowaniu, technice jazdy, organizacji i zapleczu polskiego zespołu, w praktyce klubowych grupek, rzucaliśmy się, jak ktoś zgrabnie porównał, „z rowerem na motocykle”. Od nieuniknionej kompromitacji uratowała Team Polska… Frekwencja. Dr Wolfgang Srb z Wiednia, kierujący od niedawna CMS, czyli ko-misją motocrossu MM, zapowiedział wyciągnięcie sankcji wobec kilkunastu nieusprawiedliwionych, a zgłoszonych zawodników. Kilku leczy kontuzje i w końcu tylko 48 dostało się na listę startową, w tym sześciu naszych. Nagle zapachniało sukcesem, okazją wejścia do „40″ na podstawie czasów z treningu, dorzucenia do 7 milionów następnych dwunastu za startowe.
DO WESELA SIĘ ZAGOI
Dwóch konkurentów odpadło w trakcie wolnego treningu. Belg Alain Roels złamał prawą nogę i przez resztę weekendu kuśtykał po okolicy z gipsowym opatrunkiem. Czech Jiri Hrobsky, jedyny sąsiad z południa obecny na Kamionce, doznał zmiażdżenia stopy, kontuzji wymagającej operacji. Czynny ort 1958, kilkakrotnie przebudowywany tor GAMK posiada 45-metrową różnicę poziomów i do łatwych nie należy. – Nigdzie nie ma takich skoków – narzekał Jacek Lonka, więc zaczęliśmy rozpytywać elitę, czy przypadkiem obiekt nie narusza norm bezpieczeństwa. – Wysokie przeszkody? Przecież przyjechaliśmy tu na motocross – stwierdził Stefan Everts. Projekt toru jest OK, gdyby tylko nie wyłaziło tyle kamieni – orzekł Trampas Parker, szczególnie uczulony na możliwość kraksy. Podczas swojego drugiego super-crossu w USA złamał nogę w kolanie, dwa lata temu poszło biodro w Lommel, a ubiegły sezon można było spisać na straty po złamaniu prawego nadgarstka. Cóż, trzeba uważać, szczególnie na początku. Największy showman w ogólnie rozrywkowym i luźnym towarzystwie, Jesper Joergensen z Danii, przyozdobiony kolczykiem w uchu a la De Wit, przesadził na „Skoku do morza” podczas pierwszego okrążenia treningu. – Bytem pewien, że już po nim opowiadał Ryszard Gancewski. – A facet po kilkunastometrowym locie puści, kierownicę, wylądował na nogach i pojechał dalej! Nawet małpia zręczność nie pomogła temuż Joergensenowi w wyścigu. Na identycznej przeszkodzie wpadł na pomysł, żeby zabawić publiczność, znów zdjął ręce z kierownicy i… Nie zdążył jej złapać przed lądowaniem. Szczęściem skończyło się na podrapanej buzi. Znacznie gorzej wyglądał 22-letni Miska Aaltonen, gdy koło Hondy podbiło przed lewym zakrętem. Fin doznał pęknięcia wątroby, po kilku saltach zdemolował stoisko ze skuterami Piaggio. Wieczorem do biura prasowego nadeszła informacja o pomyślnym przebiegu operacji. Jako pacjent trafił również do punktu medycznego, wyposażonego przez Marynarkę Wojenną, 21-letni Robert Jaromin, autor 20 czasu w grupie A.
Mógłby ścigać się jeszcze w klasie 125, dwa tygodnie przed inauguracją sezonu otrzymał Kawasaki KX 250 ufundowaną podobnie jak w przypadku Przybyły, przez władze Wschowy. Kraksa z Tomiczkiem w Strykowie, stłuczenie lewej stopy i przerwa w treningach aż do maja. Wizytówką jest na razie piąte miejsce w klasie 500, a tu taka sensacja! Przybyła, Lonka cierpiący na ból zęba, kuzyni Olszewscy okazali się wolniejsi od znacznie młodszego kolegi. Przepraszam, Lonka był szybszy o 1,32 sekundy, ale co z tego, skoro dopiero dwudziesty pierwszy w grupie B. Jarominowi nie wyszedł „Test samuraja” na czwartym okrążeniu ł wyścigu. Pojechał do szpitala na prześwietlenie barku i najwyraźniej stamtąd; wieki, żeby uniknąć gipsu! Widząc stan twarzy wschowianina, Józef Serdyński, niedawno szef mistrzostw Europy w Szczecinie, orzekł: – Do wesela się zagoi!
JOGGING WICEPREZYDENTA
Gdzieś tak w lutym Mirosław Zdanowicz obchodzi teren toru w towarzystwie Mariana Zupy i red. Andrzeja Mielczarka. Ciągle nie mogli znaleźć sposobu na poszerzenie parkingu o kilkanaście metrów, wymagane przez inspekcję Fili. Wtedy przyszło olśnienie – ośrodek wczasowy PKP… Wynajęto cacy obiekt, miejsca ma samochody, busy, motorhomey, namioty, starczyło aż nadto. Holender Albert Hofhuis, który regularnie zatruwał życie działaczom z Trójmiasta, czepiając się tego i owego na torze, stracił funkcję w CMS, ale jako stary znajomy, został prywatnie zaproszony przez organizatorów. Dołączył do całego kierownictwa komisji prezydenta Srba, wiceprezydentów Billa Amicka z Ohio (przewodniczący jury) i Alberta Cartera z Suffolk, – Wielokrotnie mieliśmy go dosyć – mówił Mirosław Zdanowicz – ale w końcu doszliśmy do wniosku, że przecież tyle mu zawdzięczamy… Wąsaty Amlck, nie dość, że wegetarianin, zaraz po przylocie pyta! O miejsce, gdzie mógłby wieczorem pobiegać. -Skoro Bill Clinton uprawia jogging, to wypada go naśladować. Amerykaninowi polecono plażę nad Bałykiem, po czym organizatorzy zreflektowali się, że przecież tam… Rozbierają samotnych spacerowiczów! Rano odetchnęli z ulgą, widząc wiceprezydenta w dobrym nastroju. – Ale było fajnie… Choć wycofał się Bank Gdański, CPN, Ciach, Gdański AMK jakoś uzbierał trzy miliardy na imprezę. Rafineria Gdańska SA i Universal SA w największym stopniu zasiliły kasę. Jak zwykle dopisali kibice – znów kilkanaście tysięcy, Maluch dla jednego ze szczęśliwych posiadaczy biletów, wylosowany przez samego Grega Albertyna. Blondyn z Johannesburga promieniał ze Szczęścia, obdarowany trzema imponujący kryształami – 40 punktów i Grand Prix Polski, a Everts odgrażał się, że w Gdyni odzyska prowadzenie w MŚ… Nie licząc szukającego dziury w całym Sylvaina Geboersa, przedstawiciela przemysłu w jury, dalej plagi komarów, szczególnie atakujących Stawka Makaruka z Reynoldsa (właśnie wyleczy! Malarię po ukąszeniach ich pobratymców z Borneo), no i dowcipnisia, który telefonował na temat bomby, podłożonej jakoby na sąsiedniej stacji CPN (czterdziestominutowy korek gdyńskiej trasy i brygada antyterrorystyczna o północy), wszystko wypadło wspaniale. Ambitny GAMK jak zwykle myśli o podniesieniu poprzeczki. Terminy drużynowych MŚ, Motocrossu Narodów są wolne od 1999, jednak nie tak wygląda szczyt marzeń ekipy Zdanowicza. Podczas GP Polski uzyskano wstępną zgodę władz Trójmiasta na przyznanie klubowi 40 hektarów niedaleko lotniska w Rembiechowe. Podobno wystarczy pięć lat na budowę toru do wyścigów drogowych – może Schwantz i Kocinski jeszcze nie zakończą kariery!