ENDURO ISDE 1992 Six Days Cessnock Australia

Od wielu lat Australia stara się o organizację drużynowych mistrzostw świata w rajdach Enduro. Przekonując europejskich i amerykańskich działaczy i zawodników, że będą się czuli w ich kraju jak u siebie w domu. Tegoroczna sześciodniówka w małym australijskim miasteczku Cessnock potwierdziła dobre chęci i niekłamany zapał miejscowych entuzjastów sportu motocyklowego, ale pokazała również, że przy tak ogromnej imprezie niezbędne jest doświadczenie i organizacyjna rutyna. Pomimo drobnych uchybień, pod względem sportowym 67 sześciodniówka motocyklowa FIM okazała się imprezą udaną. W głównej klasyfikacji World Trophy zwyciężył Włosi, po trwającej do finałowego motocrossu, zaciętej i wyrównanej walce z ekipą Szwecji. Brązowy medal zdobyli niespodziewanie rewelacyjni Hiszpanie, a polska drużyna zajęła piąte miejsce potwierdzając przynależność do światowej czołówki rajdów Enduro.

Szóstka Polaków, której towarzyszyła skromna liczba pomagierów, dotarła do Australii po licznych perypetiach, wysokie koszty wyprawy powodowały, że przez wiele miesięcy trwały starania o pozyskanie sponsorów mogących wesprzeć dysponujący ograniczonymi środkami Polski Związek Motorowy, dzięki i życzliwości FIL LOT, firmy NIKI, która ubrała zawodników od stóp do głów oraz wielu Innych sympatyków sporty motocyklowego Polacy znaleźli się wśród 375 uczestników Sześciodniowym a posiewa naszych motocyklistów dała sponsorom powody do satysfakcje.

Od pierwszych chwil pobytu w Australii ekipa otoczona była opieką miejscowej Polonii. Mieszkający w Sydney dr. RYSZARD OPARA towarzyszył nam w miarę możliwości, ograniczonymi, liczbami obowiązkami zawodowo zarówno podczas kilkudniowego pobytu w jego gościnnym domu, jak i w trakcie zawodów w oddalonym prawie 200 kilometrów Cessnock i tam zresztą znaleźli się Polacy, którzy gorąco witali ekipę podczas ceremonii otwarcia dopingowali zawodników na trasie i poświęcali swój czas pomagając przy organizacji obsługi punktów serwisowych. Przygotowania do startu przebiegały w dość nerwowej atmosferze, bo wiem australijski i Yamaha, wbrew wcześniejszym zapewnieniem, nie przygotowała na czas jednego z zamówionych motocykli. Pechowcem okazał się kapitan zespołu, wielokrotny złoty medalista sześciodniówek — RYSZARD GANCEWSKI mający jechać na jednym z dwóch, wypożyczonych za niebagatelne sumy, motocyklu Yamaha. W terminie odebrał natomiast Yamaha WR 250 JACEK CZACHOR, wywiązała się też ze swych zobowiązań wioska fabryka: TM, która przesłała do Cessnock cztery motocykle fabryczne Moto TM dla swojego jeźdźca – MACIEJA WRÓBLA. Oraz trzy zakupione specjalnie przez PZM z myślą o Sześciodniówce maszyny osiemdziesiątki dla ANDRZEJA TOMICZKA i RYSZARDA AUGUSTYNA i 125 dla WOJCIECHA RENCZA. Cała piątka mogła rozpocząć treningi i dokonać ostatniego przeglądu sprzętu, podczas gdy szef ekipy MIROSŁAW MALEC toczy walki z niesolidnym przedstawicielem Yamahy. Przez dwa dni Australijczycy zwodzili obietnicami i wreszcie, na kilkanaście godzin przed terminem przeglądu technicznego, Yamaha WR 500 trafiła do rąk RYSZARDA GANCEWSKIEGO, kapitan odetchnął z ulgą, choć rychło okazało me, że radość była przedwczesna pięćsetka Gancewskiego, z chłodzonym powietrzem silnikiem, jako jedyna w naszej ekipie uległa awarii, co kosztowało 20 minut spóźnienia i być może, brązowy medal będący w zasięgu Polaków.

Pierwszy dzień imprezy nie zapowiadał jeszcze nieszczęścia i miał dość spokojny przebieg. Większość zawodników, szczególne tych z czołówki, potraktowała go, jako rozpoznanie tereny i generalną próbę maszyn, tolerancyjne limity czasowo nie zmuszały zawodników do ostrej jazdy, zawodnicy nie ryzykowali kontuzji i uszkodzenia motocykla już na wstępie zawodów. Podobnie jechali Polacy, choć wyniki Andrzeja Tomiczka i Macieja Wróbla na próbach terenowych i crossowych wykazywały, że będą należeli do ścisłej czołówki w swej klasy. Do ostrożności skłaniały także wspomnienia z jazd treningowych. Wiele zawodników natknęło się, bo wiem podczas terenowych rekonesansów na stada kangurów, a kolizja rozpędzonego motocykla z ważącym kilkadziesiąt kilogramów zwierzęciem mogła przynieść fatalne skutki. Taka przygoda spotkała jednego z Włochów na szczęście skończyło się na strachu dla kangura i niegroźnej wywrotce zawodnika. Kilkuset motocyklistów nieżałujących silników przepłoszyło zwierzynę z okolic miasta, ku niekłamanej aldze miejscowych farmerów, dla których te sympatyczne skądinąd zwierzęta są wrogiem numer jeden, niszczą, bo wiem oprawy i stanowią groźna konkurencję dla stad owiec i bydła.

Dla zawodników europejskich i amerykańskich sporym utrudnieniem byt obowiązujący w Australii ruch lewostronny, w krytycznych sytuacjach drogowych wieloletni nawyk ciągnie kierowcę na prawa stronę nic dziwnego, że napis „keep left” powtarzali do znudzenia wszyscy opiekunowie ekip. Odpowiedzialny za sprawy techniczne w naszym zespole ANDRZEJ NALEPKA na ma Iowa i nawet na przednich błotnikach motocykli jaskrawe strzałki skierowane w lewą stronę. Zawodnicy dość szybko przywykli jednak do nietypowych warunków ruchu. Poważny w skutkach wypadek mieli natomiast jadący na punkt serwisowy mechanicy ekipy czeskiej, w czołowym zderzeniu z innym samochodem jeden z nieb doznał skomplikowanego złamania miednicy i na miesiąc wylądował w miejscowym szpitalu.

Polska ekipa miała w tym czasie inne zmartwienie. Drugiego dnia zawodów zaczęły się, bo wiem kłopoty z Yamahą Ryszard Gancewskiego. Silnik pracował coraz głośniej, niemal całkowicie zgubił kompresję, z minuty na minutę tracił moc. Polak z trudem utrzymywał się w limitach czasu, a gorączkowe towarzyszył na trasie znakomity motocyklista STANISŁAW OLSZEWSKI, który zjawiając się, co pewien czas w bazie ekipy o sytuowanej przy mecie przywozi coraz gorsze wiadomości, dyskusja w fachowym gronie. Już z udziałem Ryszarda Gancewskiego, któremu udało się dotrzeć do mety przyniosły jednoznaczną konkluzję — bez wymiany tłoka pięćsetka nie wytrzyma trudów sześciodniówki.

Trzeba podjąć ryzyko, zdobyć potrzebne części i próbować usunąć awarię. Na szczęście miejscowy przedstawiciel Yamahy dysponował odpowiednim tłokiem, a pozostałe części sprowadził błyskawicznie z magazynów w Sydney, przez cały wieczór Ryszard Gancewski wraz z Mirosławem Malcem i Andrzejem Nalepką przygotowywał się do akcji, analizując każdy niemal ruch przy rozbieraniu i składania silnika, naprawę trzeba była wykonać błyskawicznie, a w dodatku w warunkach polowych, bez specjalistycznych narzędzi czy dostępu do warsztatu. Do pomocy włączyli się nie tylko stale towarzyszący naszej ekipie Polacy, ale i Australijczycy. Sympatyczny miejscowy zawodnik JEFF DAVIS, który zresztą uległ dzień później przykremu wypadkowi i nie ukończył sześciodniówki, pomógł w dotarciu do bliźniaczej Yamahy dzięki niemu można było przygotować odpowiedni zestaw narzędzi i dobrać potrzebne klucze. Ekspresowy remont silnika, przeprowadzony przez Gancewskiego bezpośrednio po wyprowadzeniu motocykla z parku zamkniętego, obserwowało spore grono, kibiców oraz kilku oficjeli z jury mających być może nadzieję przyłapania Polaka na przekroczeniu regulaminu. Naprawa trwała ponad pół godziny, ale na trasie do pierwszego punktu kontroli Ganc nadrobił sporo czasu i w rezultacie zaliczył i tylko 21 minut spóźnienia. Zapowiadał się, więc czarny dzień dla naszej ekipy, tymczasem okazało się, że inne zespoły takie nie uniknęły sporych spóźnień i Polacy nie stracili szanse na przyzwoitą lokatę dobra jazda w czwartym i piątym dniu przyniosła im awans na piąte miejsce, obronione bez większych kłopotów podczas finałowego motocrossu w ostatnim dniu zawodów pozostałe motocykle spisywały się bez zarzutu szczególne uznanie wzbudziły osiemdziesiątki, którym nie dawano większych szans dotarcia do mety Australijczycy z podziwem klepali po plecach Macieja WróblaAndrzeja Tomiczka i Ryszarda Augustyna, którzy do maksimum wykorzystali możliwości swych motorynek jadąc przez sześć dni bez poważniejszych awarii nie zawiedli sami zawodnicy, Choć Jacek Czachor miał sporo kłopotów z dopasowaniem się do nerwistej Yamahy, a Wojciech Rencz przez trzy dni jechał z poważną kontuzją nogi walcząc nie tylko z rywalami, ale tez z dotkliwym bólem.

Zmaganiom motocyklistów towarzyszyło spore zainteresowanie mieszkańców Cessnock i okolic, ściągnęli także kibice z dalszych rejonów Australii i nielicznej grupy Europejczyków fanów Enduro senne niezwykle przez dwa tygodnie przeżywało okres prosperity, wypełniły się puste o tej perze roku hotele i restauracje, kokosowe interesy robili właściciele stacji benzynowych i wypożyczalni samochodów, Australijska zima okazała się łagodna, sucha i łaskawa dla motocyklistów. Pewne wyobrażanie jak mogła wyglądać sześciodniówka w deszczowej aurze dał ostatni dzień zawodów, kiedy zawodnicy mieli do pokonania kilkadziesiąt kilometrów pozornie łatwej trasy nocna ulewa rozmiękczyła gliniaste, twarde zazwyczaj jak beton podłoże i gdyby nie łaskawość jury, które anulowało jeden z odcinków, kilkudziesięciu motocyklistów, w tym Jacek Czachor, złapałoby spóźnienia. Jacek Czachor wraz z grupą pechowców ugrzązł w metrowej głębokości błotnistej kałuży i pomimo rozpaczliwych wysiłków nie był w stanie wydobyć z biota motocykla pełen poświęcenia Marek Kopczyński, polski delegat do jury, bez chwili wahania wszedł po pas w błoto i pomagał zawodnikom wydobywać z niego motocykle. Na mecie pomagali zaś strażacy, którzy myli niemiłosiernie ubłoconych motocyklistów strumieniami wody z hydrantów.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *