Sześciodniówka, Six Days, Six Jours, Sei Giorni, Sestidenni, Zesdaagse, Sechstage, Seis Dias PO PROSTU SZEŚĆ DNI W ASSEN – Andrzej JAKUBASZEK
DLA wszystkich miłośników terenowych rajdów motocyklowych lub, jak wolicie, enduro magiczne słowo. To co dla lekkoatletów, pływaków, bokserów czy innych sportowców znaczy olimpiada, to dla motocyklistów oznacza Sześciodniówka. Eliminacji mistrzostw świata w rajdach enduro w roku jest kilka, a i każdy dzień się liczy osobno. A Sześciodniówka jest w sezonie tylko raz. . Popatrzmy na te sześć dni trochę inaczej, oczyma jej bezpośrednich uczestników. Ta tegoroczna, już sześćdziesiąta ósma z kolei, była niepowtarzalna. I bardzo dla nas radosna. 68. Sześciodniówka zaczęła się od dnia polskiego i dniem polskim się skończyła. Od lat jest taki zwyczaj, że każdy z Organizatorów następnej International Six Days Enduro przed rozpoczęciem zawodów przedstawia swą imprezę. Co prawda nasza Sześciodniówka będzie dopiero w 1995 roku, ale przyszłoroczna odbędzie się w Tulsa w Stanach Zjednoczonych i aby obniżyć koszty, ekipa z Jeleniej Góry już w Assen zorganizowała tzw. Dzień Polski. Wszystkim gościom bardzo przypadł on do gustu. I nic dziwnego skoro gospodarze podawali wędliny z Pekpolu, fasolkę po bretońsku z zakładów w Kwidzyniu, ogórki konserwowe z Łowicza oraz napoje z Polmosu i Browarów Wielkopolskich.
Assen już raz było dla nas, szczęśliwe. W 1984 roku zespół — Stanisław Olszewski, Zbigniew Przybyła, Ryszard Gancewski, Zbigniew Kłujszo, Ryszard Augustyn i Krzysztof Serwin — wywalczył tytuł wicemistrzów świata. Do 16 września 1993 roku był to najlepszy wynik w dziejach polskiego enduro, po dwóch czwartych lokatach w 1962 (Garmisch-Partenkirchen) i 1983 (Llandrindrod Wells). Z tamtego zespołu z 1984 roku powtórnie w Assen zjawiło się dwóch. Ryszard Gancewski został społecznym trenerem Trophy teamu (za swoją pracę nie bierze ani grosza) oraz Ryszard Augustyn, wciąż na trasie.
Ryszard Augustyn i jego koledzy Marek Dąbrowski, Wiktor Iwański, Wojciech Rencz, Andrzej Tomiczek oraz Maciej Wróbel dokonali więcej niż ktokolwiek się spodziewał. Polski zespól zdobył World Trophy i drużynowe mistrzostwo świata w rajdach enduro. Od pierwszej Sześciodniówki jest ona jak stwierdza to niezmiennie regulamin próbą niezawodności motocykla i nieumiejętności zawodnika. Od 1913 roku czasy się jednak zmieniły i dziś w sporcie motocyklowym najważniejsze rolo odgrywa fabryczny sprzęt specjalnie przygotowany na zawody. To wszystko oczywiście kosztuje i to bardzo dużo. Dlatego wielu z rywali nie chciało uwierzyć, że Polacy na przygotowanie i start wylali tylko 32,5 tysiąca dolarów. Trzy seryjne TM 80 i jednego 125 kupiono w fabryce, dzięki starej znajomości, dwie Husqvarny 250 i 500 zostały wypożyczone od holenderskiego dealera tej firmy. Sprawy sprzętowe wyjaśnia Mirosław Malec, szef polskiej ekipy: — Motocykle podrasowane w fabryce są znacznie Szybsze, ale w trudnych warunkach jakie panowały w Assen jadą znacznie krócej. My mieliśmy sprzęt średniej klasy, ale za to bardziej wytrzymały. Na cóż, ubóstwo ma też czasem swe dobre strony. Poza tym, nasi zawodnicy są bardzo dobrzy, nie byliby jednak w stanie w pełni wykorzystać możliwości fabrycznych motocykli, których używają profesjonaliści. Oni nic innego nie robią, nasza ekipa to amatorzy, dla których sport nie jest jedynym i głównym źródłem utrzymania.
Właśnie dobrzy zawodnicy. Taki był nasz młody zespół z dwoma starszymi doświadczonymi. Jest on przygotowywany z myślą o 70. Sześciodniówce w Jeleniej Górze. Tymczasem sukces przyszedł wcześniej. W tak trudnych warunkach — sześć dni w strugach deszczu, lodowatym wietrze — walczyli z czasem i defektami. Nie dali się i w komplecie dojechali do mety. — Zostali tylko najtwardsi ludzie i najlepsze motocykle — stwierdził trener Ryszard Gancewski. Tam gdzie inni rezygnowali, rzucali maszyny, nasi zawodnicy jechali bądź, gdy zabrakło paliwa, pchali motocykle dalej. Brak paliwa to jeden z największych problemów pierwszego dnia Sześciodniówki. Organizatorzy podali błędny kilometraż poszczególnych odcinków i ci, którzy mieli mniejsze zbiorniki na paliwo, często stawali z powodu jego braku. W polskiej ekipie spotkało to Macieja Wróbla (21 lat, Beskidzki Klub Motorowy, ubiegłoroczny wicemistrz świata klasy 80 cm, po raz piąty w Sześciodniówce): Wydawało się, że już na starcie nasza ekipa zostanie zdekompletowana. Holendrzy popełnili jakiś błąd w obliczeniach, trasy były znacznie dłuższe niż to podano, i wszystkim jadącym na motocyklach niższej pojemności zabrakło paliwa. Niektórzy rzucali motocykle, trzech Węgrów wycofało się z tego powodu. My mamy zakodowane — zawsze do mety. Pchałem motocykl pół godziny, zanim .nie spotkałem trenera Gancewskiego; który ukradkiem dolał mi trochę benzyny do baku. Również swe maszyny musieli pchać startujący indywidualnie 17-letni Sebastian Krywult oraz Wojciech Rencz. Mnie robota lubi wspomina Rencz (21 lat, Automobilklub Głogów, w enduro od 8 lat). — Zawsze coś się działo. Pierwszego dnia za-brakło paliwa, a piątego musiałem wymieniać tłok. Do mety czwartego etapu dojechałem, ale później nie mogłem zapalić to znów tłok. Już o pic( tej rano ja, Malec; Gancewski ustawiliśmy się przed bram parku maszyn. Pojawili się też mechanicy od TM-a, którzy służyli radami przy „wprawie. Cały czas na ręce patrzyło mi dwóch komisarzy sportowych. Nikt nie mógł mi nawet podać klucza. Gdy motocykl zapalił uwierzyłem, że dojadę do mety. Kłopoty z tłokami mieli także Maciej Wróbel i Wiktor Iwański. Spowodowane one były zapewne przez używanie benzyny bezołowiowej. Taka była decyzja organizatorów, ze względów ekologicznych. Ale jak się okazało na trasie używali jej właściwie tylko Polacy. Drugiego dnia miałem pecha z motorem: Nie wierzyłem, że uda mi się wymienić tłok w limicie czasu. Na szczęście był przy mnie Ryszard Gancewski, który pomagał mi i kontrolował czas. Bardzo ucieszyliśmy się, gdy odpaliłem motor. To były najbardziej dramatyczne chwile dla Wiktora Iwańskiego (19 lat, Automobilklub Głogów, uprawia enduro od 1988, uczy się w technikum mechanicznym w Jeleniej Górze): W Sześciodniówce najbardziej liczy się wynik zespołowy. Często na bok trzeba odłożyć dobry własny wynik, a skoncentrować się na interesie drużyny. — Najtrudniejszym momentem dla mnie — na mojej już 11. Sześciodniówce, był ten, kiedy spotkałem Wróbla, który wymieniał tłok. Chciałem mu pomóc, ale byłem bezsilny —mówi Ryszard Augustyn (32 lata, Radomskie Towarzystwo Motocyklowe). Dla Marka Dąbrowskiego (21 lat, Pałac Młodzieży Warszawa, student SGH) całą Sześciodniówka była jednym wielkim wydal Leniem. I nie dziwnego, dla Marka — od trzech lat uprawiającego enduro — był to pierwszy start w International Six Days Enduro. Te sześć dni walki z trasą, nieprzychylną pogodą stara się uporządkować kapitan zespołu Andrzej Tomiczek (25 lat, Automobilklub Głogów): —Już po pierwszym dniu wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko. Wyjątkowo trudne warunki atmosferyczne, harmonogram przewidywał też bardzo długie odcinki dzienne, 340-350 km, zamiast — jak to bywało na innych Sześciodniówkach —250-270 km. Od początku trzeba było oszczędzać motocykle i stawiać przede wszystkim na jazdę zespołową. Codziennie coś się działo. Najpierw zaczęło chłopakom brakować paliwa. Na trasie dogania a początku trzeba było oszczędzać motocykle i stawiać przede wszystkim na jazdę zespołową. Codziennie coś się działo. Najpierw zaczęło chłopakom brakować paliwa. Na trasie doganialiśmy „młodych” i nie byliśmy w stanie im pomóc, ani dać paliwa, ani popchać. Drugiego dnia dogoniłem Iwańskiego, który wymienia! tłok. Kolejny dzień to tłok Wróbla. Czwartego dnia lala straszna ulewa, byliśmy tak zmarznięci. Pomyślałem wtedy jeśli dojedziemy w komplecie to będzie bardzo dobrze. Udało się. No jeszcze w piątek Rencz wymieniał tłok. Cały czas coś się działo, nie było spokojnego dnia. Nawet ostatni dzień tradycyjnie luźniejszy na Sześciodniówce, przyniósł efektownego kozła, jakiego wywinął jadący z polską flagą na końcowym crossie Rysiek Augustyn. Zwycięstwo w 68. Sześciodniówce to największy sukces w 90-letniej historii polskiego sportu motocyklowego. Czy uda się go kiedykolwiek powtórzyć? Może już za dwa lata, na trasach w Karkonoszach.
Na razie Polski Związek Motorowy czeka pewien wydatek — zakup srebrnej opaski, na której zostanie wygrawerowany napis „ASSEN 1993 — POLSKA RYSZARD AUGUSTYN, MAREK DĄBROWSKI, WIKTOR IWASISKI, WOJCIECH RENCZ, ANDRZEJ TOMICZEK, MACIEJ WROBEL” i umieszczenie jej na podstawie World Trophy. Myślę, ze władze polskiego sportu motorowego . chętnie co roku zgodziłyby się na taki wydatek.