KTM-em po Medal – Henryk Stobiecki

Nowy Kościół miejscowość w pobliżu Świerzawy, na pograniczu województw: jeleniogórskiego i legnickiego. Stąd wywodzi się były mistrz świata w pchnięciu kulą — Edward Sarul, tutaj też, o czym zapewne wie niewielu kibiców, mieszkają trzej uczestnicy Sześciodniówki — motocyklowych drużynowych mistrzostw świata w rajdach Enduro (szosowo-terenowych). Jerzy Warchoł — właściciel warsztatu mechaniki pojazdowej, zawodnicze starty rozpoczął w 1958 roku.

Sportowa przygoda trwała dwadzieścia pięć lat. Wśród setek pamiątek, które można oglądać w jego kolekcji, są medale FIM z Sześciodniówek w Garmisch-Parten Kirchen (RFN) i w Gottvaldovie (CSRS), medale z rajdów tatrzańskich, sudeckich i odznaka Mistrza Sportu. Pan Jerzy rywalizował z aktualnym trenerem kadry narodowej Mirosławem Malcem, potem ukończył kurs instruktora aportu motorowego i od lat jest sędzią i działaczem dyscyplin motorowych. W sześciodniówce dwukrotnie startował też jego młodszy kolega Czesław Sendrowicz.

Sportową pasję p. Warchoła kontynuuje dwóch synów. Najstarszy, również Jerzy, absolwent Politechnik i Wrocławskiej (praca magisterska z silników motocyklowych) zajmuje aktualnie szóste miejsce w klasyfikacji mistrzostw Polski w klasie 500 cm. Dwudziestoletni Bogdan Warchoł, uczeń ostatniej klasy technikum wieczorowego dla pracujących w Złotoryi o specjalizacji: budowa maszyn przemysłowych, w tej samej punktacji MP jest trzeci w klasyfikacji 125 cm. Oprócz rodzeństwa Warchołów w rajdach Enduro startuje też dwójka z Nowego Kościoła: Zbigniew Baran i Jacek Batek. Wszyscy reprezentują barwy sekcji motorowej Automobilklubu Karkonoskiego w Jeleniej Górze.

Bogdan Warchol cztery lata temu startował jeszcze w rajdach popularnych, ale po roku był już brązowym medalistą mistrzostw kraju. Tego samego koloru medal zdobył młody zawodnik w międzynarodowym debiucie jeleniogórskiej Six Days w 1987 r. Już sam fakt powołania go do zespołu narodowego i ukończenie wyczerpujących zawód o w kategorii World Junior Trophy stanowiły powód sporej satysfakcji. Jego kolegom wiodło się gorzej, stąd jedenaste miejsce polskiej drużyny w końcowej klasyfikacji 62 Sześciodniówki.

Po przejściu z wrocławskiej Sparty do sekcji Automobilklubu Karkonoskiego, jeleniogórscy działacze liczyli na nowe sukcesy Bogdana. Miesiąc przed sierpniowym zgrupowaniem kadry narodowej (jestem w niej drugi sezon) zadzwonił do mnie trener Malec i poinformował, że mam przygotować motocykl do tegorocznej

63 Six-Days rok temu w nowym austriackim KTM rozleciał się cylinder i odtąd nikt na nim nie jeździł. W warsztacie taty rozebrałem motocykl do „gołej” ramy, wymieniłem m.in. tłok, korbowód i simmeringi. Robota zajęła mi trzy dni. Skład drużyn: seniorów i juniorów na MS ustalono obozie w Świeradowie Zdroju. Nie wszędzie mogliśmy trenować, bo leśniczy przepędzał.

Tegoroczną Sześciodniówkę kontynuuje Bogdan, Francuzi zorganizowali w malowniczo położonym w Masy wie Centralnym, miasteczku Mende. Polska ekipa tydzień przed startem zamieszkała w pensjonacie w miejscowości Balsjeges (7 km od startu) mając bardzo dobre warunki, co było ważne po powrocie z trasy. Na motocyklową „olimpiadę” (trwają starania o oficjalne włączenie sportów motorowych do programu igrzysk) przyjechało ponad czterystu zawodników z 23 państw. Tradycyjnym zwyczajem otwarcie imprezy miało uroczysty charakter. Zapamiętałem pochód z pochodniami, wyświetlane na ścianie barwy narodowe poszczególnych krajów i rzutowany na zbocze olbrzymi napis — ISDE 88 Mende. Uczestnicy Sześciodniówki zajęli długi balkon na parkingu w centrum miasteczka, który z przodu był okratowany, ale po bokach i z tyłu zabrakło zabezpieczenia. Podczas długiego oczekiwania na przemówienia, z sześciometrowej wysokości spadł młody Holender Villem Palta. Krzyknął w ciemności zemdlał, w szpitalu stwierdzono uraz kręgosłupa. Wkrótce, z gipsowym opatrunkiem na szyi pechowy zawodnik paradował po bazie i parku maszynowym mówiąc: Jestem pierwszą ofiarą Sześciodniówki.

Pechowo też rozpoczęli swój start Polacy. Już w pierwszym dniu zakończyli jazdę faworyci: Ryszard Gancewski i Piotr Kasperek obciążając zespół balastem 30 tysięcy punktów karnych dziennie. Ich serwisowe Simsony traciły moc, choć wymieniano w nich wszystko, co się dało. W nerwowej atmosferze, mimo wielu napraw i konsultacji z fabrycznymi mechanikami, nie ustalono przyczyn awarii, choć nieoficjalna wersja mówiła o fatalnej, jakości tworzywa, z którego wykonano zbiorniki paliwa.

Sukces w trudnych zawodach zależy od kunsztu i mistrzowskiego opanowania motocykla, ale też od trwałości i niezawodności maszyn. Takie były Japońskie Hondy i Yamahy, czy Wołoskie Husqvarny. Niestety liczące defekty motocykli Polaków (także czeskich Jaw) przekreśliły szansę na dobrą lokatę w klasyfikacji Trofeum Światowego.

W ekipie mówiono nie o porażce, lecz klęsce, nigdy dotąd polscy zawodnicy niezajęci ostatniego miejsca. Kiepsko spisywały się też Simsony zawodników z NRD, ubiegłoroczni mistrzowie świata zostali sklasyfikowani dopiero na czternastym miejscu.

Niepowodzenie zespołu seniorów spowodowało większe zainteresowanie drużyną juniorów wspomina Bogdan Warchoł, a także skuteczniejszą pomoc „krasnoludków” i wycofanej już dwójki motocyklistów. Pan Gancewski pomagał mi w wymianie opon, co robiliśmy w pięć minut. Przez pierwsze trzy dni „łapałem gumy” w tylnym kole, innych defektów nie miałem. Początkowo nikt nie wierzył, że polscy juniorzy dojadą w komplecie, w Jeleniej Górze dwóch kolegów nie ukończyło Sześciodniówki. Potem składano nam wyrazy uznania i gratulacje za siódme miejsce, wyprzedziliśmy gospodarzy i inne renomowane teamy.

Na całej trasie, na próbach otwartych, utajnionych i testach, procentowało dobre przygotowanie maszyn, właściwa ich eksploatacja (trzeba umiejętnie „rozkładać” siły motocykla) i tysiące przejechanych treningowych kilometrów po wzniesieniach, kamieniach, nawierzchni szutrowej. Za siódme miejsce w Światowym Trofeum Juniorów obiecano nam przyznanie sportowej klasy krajowej i stypendium w kwocie 40 tys. złotych miesięcznie. Ja w swojej klasie 125 cm zdobyłem srebrny medal. Z Bogdanem Warchołem długo można rozmawiać też o wspólnym wyścigu w klasach, czyli motocrossie będącym dla kibiców największą atrakcją szóstego dnia imprezy.

Z myślą o kibicach, którzy swoich ulubieńców dopingowali owczymi dzwoneczkami, wybrano teren prawie całkiem płaski z długimi prostymi i dziesięcioma sztucznymi „skoczynami”. Po długim zeskoku lądowaliśmy na równej ziemi liczyła się kondycja. Trawiaste podłoże zostało zniszczone już po pierwszym przejeździe, kolejne odbywały się w tumanach ceglastoróżowego kurzu, a także po kamienistej nawierzchni. Dawno nie brałem udziału w tak szybkim crossie, sporo zawodników zostało zdublowanych. Ilość kibiców? Na górze Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim było ich z pięć razy więcej. W „naszej” Sześciodniówce stali oni wszędzie, wspinali się w trudno dostępne miejsca, francuscy kibice wybierali tylko niektóre fragmenty trasy. Ponownie swoim mistrzowskim opanowaniem motocykli, brawurą, szybkością, refleksem i cyrkowymi wręcz umiejętnościami zaimponowali mi najlepsi, mistrzowie rajdów Enduro znani z występu w jeleniogórskich mistrzostwach świata: Marco Rossi i Tullio Pellegrinelli (Włochy), Gilles Lalay i Paul Carles (Francja) oraz Paul Edmondsem (Anglia).

Bogdan dodaje, że wielu jego znajomych z różnych krajów, z którymi często rozmawiał mile wspomina ubiegłoroczny start podkreślając wzorową organizację i sportową atmosferę. Zawodnik Automobilklubu Karkonoskiego w biurze prasowym w Mende oczywiście nie bywał, ale podobne opinie przekazywano też dziennikarzowi „Sztandaru Młodych” — Andrzejowi Martynkinowi.

Koledzy po fachu pamiętali naszą gościnność, nieporównywalnie większe zainteresowanie publiczności i dobre funkcjonowanie biura prasowego. Z kolei red. Jerzy Jankiewicz w swym komentarzu w „Przeglądzie Sportowym” napisał o prymitywnym biurze prasowym w namiocie bez światła, otrzymywaniu wyników następnego dnia i supernowoczesnej telekomunikacji. „Przed ten parszywy namiot (duszno, parno) zajechał autokar „France telecom”, wysunęły się boki, a w środku dwanaście kabin telefonicznych na specjalne magnetyczne karty, kierunki na cały świat, słyszalność jak z drugiego pokoju, telefax, mini tele”. Tylko pozazdrościć.

Wspólnie z motocyklową rodziną Warchołów oglądamy pamiątki z Mende: reprezentacyjny biało-czerwony strój, mapy trasy, program Sześciodniówki. Informatory, specjalistyczne magazyny ilustrowane i kolorowe zdjęcia Bogdana, na których widać kilkudniowy zarost. On i dwóch innych medalistów: Zbigniew Przybyła i Zbigniew Banasik nie sięgali po żyletki, bo to podobno przynosi nieszczęście. Bogdan i koledzy z drużyny narodowej nie otrzymali jeszcze FIM-owskich medali. Przywiózł je do Warszawy jeden z działaczy, bo tuż po zakończeniu crossu trener Mirosław Malec wraz ze swymi podopiecznymi pomknęli jak najszybciej na północ, w kierunku granicy z RFN. Przy autostradzie, w miejscowości Bavons rozgrywane były drużynowe mistrzostwa świata w motocrossie. W celach szkoleniowych polscy uczestnicy Sześciodniówki mogli obejrzeć kunszt jazdy najlepszych na trasie zlokalizowanej na stromym zboczu. Dla Bogdana były to pokazy godne olimpiady.

Przed pożegnaniem dowiaduję się, że rodzeństwo Warchołów’ i ich koledzy z Nowego Kościoła zamierzają odejść z sekcji motorowej Automobilklubu Karkonoskiego.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *