Sześć trudnych dni Ryszarda Gancewskiego – Jarosław Ozdoba

Six Days Walldürn 1989

Zachodnioniemiecka Sześciodniówka w Walldürn przekroczyła – w sensie frekwencji rekord z Jeleniej Góry. Przyjęto zgłoszenia 497 motocyklistów (w Polsce było ich 426). W Walldürn stawili się najlepsi w światowym Enduro. W zespole francuskim wystąpił zwycięzca rajdu Paryż-DakarGilles Laley, znakomity Stephane Peterhansel i nie gorszy Marc Morales; zabrakło jednak Oliviera Charlesa, ale za to zgłosili się Piodux i Boissonade (ten ostatni został tegorocznym wicemistrzem Europy w klasie 80).

Włosi także wystawili swoją najlepszą reprezentację w składzie: Pierfranco MuragliaGianmarco RossiSteffano Passeri, Angelo SignorelliTulio PellegrinelliMarco Gualdi; wszyscy oni znani są z rajdowych eliminacji mistrzostw Europy i Sześciodniówek.

Szwedzi postarali się o doborowy zespół, w którym nie zabrakło trzech mistrzów Europy – Dick WicksellSven-Erika Johnsona i Jimmy Erikssona; startowali także: Jeff NilssonKent Karlsson i Steven Lundberg.

Grupa z NRD, po ubiegłorocznej klęsce Simsona, postawiła na MZ. Dlatego też tylko Thomas Bieberbach i Mikę Kallenbach dosiedli motocykli z Suhl. Pozostali to Uwe WeberHarald StrumJens Gruner i Jens Scheffler. Zespół stanowią starzy znajomi z Sześciodniówek, mistrzostw Europy oraz Pucharu Pokoju i Przyjaźni.

Południowi sąsiedzi wystawili po dwa nowe motocykle – KTM i Jawy oraz dwie Jawa-Rotax. Startowali najlepsi: Vladimir BusLubomir VojkuvkaLibor PodmolBohumil PośledniOtokar Kotrba i Jiri Katrinak. Na Sześciodniówce nie zabrakło także młodego Anglika Paula Edmondsona – aktualnego mistrza Europy w klasie 125.

W polskim zespole juniorów – oprócz Mariusza Czachora – rezerwowym został także Krzysztof Gnacy. Do składu dołączył mistrz Polski w klasie powyżej 175 Bogdan Warchoł. Roli krasnoludków podjęli się Stanisław Olszewski i Mirosław Misztal. W 64 Sześciodniówce wystartowało 464 motocyklistów – o trzydziestu ośmiu więcej niż w Jeleniej Górze w ubiegłym roku.

W Walldürn nasi zawodnicy pojechali raczej ostrożnie, choć można było oczekiwać lepszej formy. Na punktach kontroli czasu prawie wszyscy meldowali się z kilkunastu minutowym wyprzedzeniem, dużo ciekawej było na próbach crossowych. Tam właśnie okazało się, że Simsony nie dają sobie rady w trudnym terenie. Próby prowadzone były w ten sposób, że prócz długich prostych było wiele nawrotów o 180 stopni. Tam właśnie motocykle z Suhl nie mogły dorównać zachodniej konkurencji. Tajna próba na trasie była dobrze znana gospodarzom, co jest praktyką powszechnie stosowaną. To ponoć „przywilej” organizatorów.

Pierwszy dzień zakończył się zwycięstwem ekipy francuskiej (przed rajdowcami z Włoch i Szwecji). Zespól polski zajął dziesiąte miejsce. Juniorzy pojechali na miarę swoich możliwości, zajmując ósmą lokatę. W tej klasyfikacji pierwszy dzień wygrał zespół RFN przed Francją i Finlandią.

Wtorek, ku zaskoczeniu niektórych ekip, rozpoczął się od bardzo dokładnego badania technicznego. Okazało się, że nie we wszystkich motocyklach były sprawne prędkościomierze lub światła. Na uzupełnienie braków zespół hiszpański, stracił 10 drogocennych minut Obie polskie ekipy nie miały na szczęście takich problemów. Zarówno KTM jak i Simsony startowały z obowiązkowym wyposażeniem. Bogdan Warchoł znów podniósł ciśnienie krwiobiegu trenera Mirosława Malca: przez nieuwagę dopiero na 15 sekund przed rozpoczęciem wyścigu dotarł biegiem na linię startową. Na szczęście KTM zapalił od pierwszego kopniaka. Tego dnia zawodnik Zagłębia Miedziowego miał w ogóle pecha: na próbie crossowej w Schefflenz rozstał się z motocyklem. Nie odniósł obrażeń, ale w KTM został pogięty układ wydechowy. Drugiego dnia Sześciodniówki dobrze radzili sobie na próbach crossowych Andrzej Tomiczek i Zbigniew PrzybyłaRyszard Gancewski, mimo szczerych chęci, nie mógł Wiele wydobyć ze swojego Simsona i znalazł się dopiero na 24 miejscu. Sensacją dnia była dyskwalifikacja Francuza Alaina Oliviera. Zawodnik ten, mając kłopoty z motocyklem, zamienił swój pojazd na inny, dosiadany przez francuskiego „krasnoludka”. Ten właściwy motocykl intensywnie remontowano, a Olivier pojechał dalej. Sprawa wydała się, gdy przed 6 PKC chciano dokonać ponownej wymiany. Donos sprytnych konkurentów spowodował wykluczenie Oliviera z zespołu i spadek Francji na ostatnią lokatę. Odtąd jechali oni z bagażem 15 tys. punktów karnych dziennie. Polacy tymczasem przesunęli się na ósmą pozycję, a juniorzy utrzymali wcześniejszy wynik – czyli także ósme miejsce. Środowy ranek przywitał wszystkich deszczem. Zmiana pogody ucieszyła najbardziej zespół szwedzki, gospodarzy przyszłorocznej Sześciodniówki. Zagrożeni poczuli się natomiast Włosi, którzy korzystając do tej pory z dobrej pogody i wyjątkowo łatwej trasy od razu przesunęli się do przodu.

Trzeciego dnia Six Days próby crossowe zlokalizowano na wojskowym poligonie – tam właśnie zaczęły się kłopoty polskiego teamu. Dwie wywrotki Andrzeja Tomiczka przesunęły go na dalsze miejsce w klasie 80. Kłopoty miał także Ryszard Gancewski, którego Simson nie był w stanie sprostać trudom próby. Najlepiej pojechał Zbigniew Przybyła, który potwierdził swą formą przynależność do światowej czołówki w klasie 500. Trudne chwile przeżywał Piotr Kasperek; już po pierwszej próbie crossowej silnik jego KTM zaczął kaprysić, brakowało mocy. Na ratunek ruszył Stanisław Olszewski: wspólnie wymienili około 30 świec, w końcu zdecydowano o wymianie iskrownika – i to było to! KTM od razu nabrał wigoru, ale spóźnienie (47 minut) było już nie do odrobienia i nasz zespół spadł na szesnaste miejsce. Jedynym pocieszeniem było zatem utrzymanie ósmego miejsca juniorów.

W czwartek zdarzył się cud: zaniechano dyskwalifikacji Zbigniewa Banasika, mimo że zawodnik kieleckiej Korony uruchomił silnik swojego motocykla na minutę przed wyznaczonym czasem. Zaskoczony, tłumaczył to przyzwyczajeniem do Jawy, którą jeździł wiele lat W czechosłowackich motocyklach trzeba właśnie kilkakrotnie ruszyć dźwignią rozrusznika, aby do cylindra dostała się właściwa ilość mieszanki, w KTM natomiast do rozruchu wystarczy jedno kopnięcie. Niewykluczone, że wpływ na taką decyzję miał fakt iż Polacy przestali się liczyć w rywalizacji o Puchar Świata. W czwartek wszyscy walczyli o zachowanie uzyskanych pozycji.

Na mecie Ryszard Gancewski zdecydowanie twierdził, że nie wsiądzie już na Simsona. Powody do narzekań miał także Piotr Kasperek. Silnik jego KTM, mimo wymiar iskrownika, nie pracował jak należy. Nawet trener Malec, znający się na motocyklach chyba najlepiej, rożki dał ręce. Bezradny był także Stanisław Olszewski, który nie mógł wytłumaczyć, co się dzieje z Simsonem Gancewskiego. Sam ujeżdżał wiele lat te motocykle, zdobywa; na nich mistrzowskie tytuły. Mechanicy z zakładów Suhl też niewiele mieli do powiedzenia w tej sprawie; całego polskiego zespołu najlepiej zaprezentował się Zbigniew Przybyła, który w klasyfikacji generalnej wyprzedził nawet Gillesa Laley’a. Czwarty dzień Six Days nie zmienił nic w klasyfikacji obu zespołów.

Piątek był dniem nadziei dla wielu ekip, ogłoszę bowiem „szybszy”, wariant czasów przejazdu, powstał więc możliwość potknięć rywali, na co liczył nasz zespół seniorów. Tego dnia najlepiej z polskiego zespołu spis się Zbigniew Przybyła, potwierdzając przynależność d światowej elity w tej dyscyplinie. Nieźle pojechali te zawodnicy klasy 80 – Andrzej Tomiczek i Jacek Czachor i Gancewski w dalszym ciągu miał problemy ze swym Simsonem, mimo to na próbach jechał dobrze na tyle, n ile tylko sprzęt pozwalał Nieźle spisał się także dominujący w Sześciodniówce Maciej Wróbel, z którego bardzo zadowolony był nasz trener. Seniorowi ekipy, Zbigniewowi Banasikowi, wyraźnie „nie szło” w tym roku n trasie Six Days. Nasz zespół startujący w Puchar Świata przesunął się na czternastą lokatę, juniorzy ot ronili ósmą pozycję.

Sobota była ostatnim akordem Sześciodniówki. Tego dnia zawodnicy musieli pokonać pętlę dojazdową i rozegrać finałowy cross. Jest to najbardziej widowiskowy element zawodów, którego w tym roku jednak zabrakło gdyż organizatorzy usytuowali tor na wojskowym poi gonie, trasa była więc płaska, bez żadnych skoków. Ni pożałowano co prawda różnych szykan i licznych zakrętów, ale były to bardziej wyścigi trawiaste niż motocross. Sensacją dnia był wypadek Dario Monteferrario włoskiego zespołu juniorów, który złamał rękę w czasie treningu zapoznawczego przed motocrossem. To wydarzenie spowodowało spadek włoskiej ekipy z pierwszego na ostatnie miejsce w klasyfikacji juniorów. Polacy pt jechali na miarę swych (i pojazdów) możliwości.

W klasie 80 walczył Andrzej Tomiczek, dobrze też radził sobie Jacek Czachor, którego debiut w zespole seniorów wypadł okazale.

W klasie 125 Ryszard Gancewski, mim szczerych chęci nie mógł nawiązać walki z czołówki Zdobywca Pucharu Pokoju i Przyjaźni czuł się bez sił Nasz serwisant – Stanisław Olszewski – podejrzewa jego motocyklu wadę fabryczną; przecież Simsony Tomiczka i Czachora, a także zawodników z NRD, nie miały aż tak złych osiągów. Może Gancewskiemu trafił si mniej udany egzemplarz?

Najlepiej w motocrossowych pojedynkach wypadł Zbigniew Przybyła. Uczestnik Rajdu Inków w próbie crossowej był czwarty, w klasyfikacji końcowej zaś t kończył tegoroczną Sześciodniówkę na piątym miejsc w klasie 500.

Puchar Świata zdobyli Włosi; wicemistrzowie z Szwecji myślą o rewanżu za rok – na swoim terenie Gospodarze postarali się o trzecią lokatę. Wyścigi juniorów, po porażce Włochów, wygrali Finowie. Tuż za nim ulokował się zespół RFN. Trzecie miejsce przypadło udziale ekipie francuskiej.

A my?

Przygotowywaliśmy się do tej Sześciodniowi bardzo starannie. Po drodze były nawet sukcesy – choćby Rajd Inków czy Puchar Pokoju i Przyjaźni. Zadbano nowe motocykle, dużo lepsze od używanych dotychczas. Niestety, musieliśmy pogodzić się z porażką, choć trasa była łatwa, czasy luźne, można więc było zajść wysoko. W Sześciodniówce, oprócz techniki, potrzebna jest także łut szczęścia, którego niestety zabrakło na Walldürn

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *